Strona:My, dzieci sieci - wokół manifestu.pdf/61

Ta strona została uwierzytelniona.

Sieć jest dla nas czymś w rodzaju współdzielonej pamięci zewnętrznej. Nie musimy zapamiętywać niepotrzebnych detali: dat, kwot, wzorów, paragrafów, nazw ulic, szczegółowych definicji. Wystarczy nam abstrakt, informacja ograniczona do swojej esencji, przydatnej w jej przetwarzaniu i łączeniu z innymi informacjami. Jeżeli będziemy potrzebowali szczegółów — sprawdzimy je w ciągu kilku sekund. Nie musimy także znać się na wszystkim, bo wiemy, gdzie odnaleźć ludzi, którzy znają się na tym, na czym my się nie znamy, i którym możemy zaufać. Ludzi, którzy podzielą się posiadanymi informacjami nie dla zysku, ale ze wspólnego dla nas wszystkich przekonania, że informacja żyje w ruchu, że chce być wolna, że na wymianie informacji wszyscy korzystamy. Każdego dnia: ucząc się, pracując, rozwiązując codzienne problemy, rozwijając pasje. Potrafimy i lubimy ze sobą konkurować, ale nasza konkurencja, pragnienie wyróżnienia się, ufundowane jest na wiedzy, umiejętności interpretowania i przetwarzania informacji — a nie na monopolu na nią.


2.

Uczestniczenie w kulturze nie jest dla nas czymś odświętnym — globalna kultura to podstawowy budulec naszej tożsamości, ważniejszy dla samodefinicji niż tradycje, narracje historyczne, status społeczny, pochodzenie, a nawet język, którym się posługujemy. Z oceanu dóbr kultury wyławiamy te, które odpowiadają nam najbardziej — wchodzimy z nimi w dialog, oceniamy je, zapisujemy te oceny w specjalnie do tego celu stworzonych serwisach, które podpowiadają nam, jakie inne albumy, filmy, czy gry powinny zyskać nasze uznanie. Niektóre filmy, seriale czy wideoklipy oglądamy jednocześnie z kolegami z pracy albo znajomymi z drugiej półkuli, uznanie dla innych dzielimy z garstką ludzi, których być może nigdy nie spotkamy w świecie rzeczywistym. Stąd wynika nasze poczucie jednoczesnej globalizacji i indywidualizacji kultury. Stąd wynika nasza potrzeba swobodnego dostępu do niej.
Nie oznacza to, że domagamy się, żeby wszystkie dobra kultury były dostępne za darmo — chociaż sami, tworząc coś, zwykle zwracamy to po prostu obiegowi. Rozumiemy, że — mimo rozpowszechnienia się technologii, sprawiających, że jakość filmów czy nagrań dźwiękowych zarezerwowana dotąd dla wyróżnionej kasty profesjonalistów stała się dostępna dla każdego — twórczość wymaga nakładów środków i pracy. Jesteśmy gotowi płacić, ale gigantyczny narzut nakładany przez dystrybutorów wydaje nam się czymś w oczywisty sposób nieprzystającym. Dlaczego mielibyśmy płacić za dystrybucję informacji, którą można błyskawicznie i perfekcyjnie skopiować, nie zmniejszając przy tym ani na jotę wartości oryginału? Jeżeli dostajemy samą tylko informację — chcemy, aby cena była do niej adekwatna. Możemy płacić więcej, ale chcemy otrzymać wówczas wartość dodatkową: ciekawe opakowanie, gadżet, wyższą jakość obrazu, możliwość rozpoczęcia oglądania tu i teraz, bez oczekiwania na pobranie pliku. Potrafimy wyrażać uznanie i chcemy wynagradzać autorów (kiedy pieniądze przestały być banknotami, a stały się szeregiem cyfr wyświetlanych na ekranie, płacenie nabrało nieco charakteru aktu wymiany symbolicznej, na którym obie strony coś zyskują), ale osiągnięcie przez korporacje wyników założonych w planach sprzedaży zupełnie nas nie interesuje. To nie nasza wina, że ich biznes w dotychczasowym kształcie przestał mieć sens — a oni, zamiast podjąć konkurencję i dotrzeć do nas z czymś więcej, niż możemy mieć za darmo, postanowili okopać się na dotychczasowych pozycjach.
I jeszcze jedno: nie chcemy płacić za swoje wspomnienia. Filmy, które pamiętamy z młodości, muzyka, która towarzyszyła nam dziesięć lat temu — w sieciowej pamięci zewnętrznej są po prostu wspomnieniami, których przywoływanie, wymiana i przetwarzanie jest dla nas czymś tak oczywistym, jak dla was wspominanie Czterech pancernych. Bajki, które oglądaliśmy w dzieciństwie, odnajdujemy w sieci i pokazujemy naszym dzieciom — tak samo, jak wy opowiadaliście nam bajkę o Czerwonym Kapturku albo trzech koźlątkach. Czy potraficie sobie wyobrazić, że ktoś oskarży was z tego powodu o łamanie prawa? My też nie potrafimy.


My, dzieci sieci: wokół manifestu61