wszelkimi sposobami zohydzić, przedstawiając ją jako narodowość motłochu, pozbawionego w zupełności inteligencyi, a z ust Miarki słyszeliśmy niejednokrotnie, że w szkołach, nędzni ich bakałarze nie wstydzili się publicznie głosić, iż język polski nie posiada żadnej, prócz kantyczek i kalendarzy literatury![1]
Ale bałamucony długo, nie mógł lud polski na Górnym Szląsku być bałamuconym wiecznie. A że nie mógł, i bałamuconym wiecznie nie był, zasługa za to spływa w znacznej części na tych samych właśnie, którzy go zabić i unicestwić chcieli: na Prusaków.
Oszołomiony powaleniem Francyi na ziemię, zaborem dwóch pięknych jej prowincyi i pochłonięciem jej miljardów, Bismark umyślił zadać ostateczny cios w swojem państwie Rzymowi. Z lekkiem więc sercem i bezprzykładnem w dziejach zuchwalstwem, rzucił mu hardo rękawicę, wyzwał na ostre to, co się pokonać siłą materyalną nie da: ludzkie przekonania i sumienia. Zagotowało się w całych Niemczech, na hańbę cywilizacyi wszczęta przez niego walka, nazwana »kulturną«, zelektryzowała najobojętniejszych, oko w oko sta-
- ↑ Czytaj: Stanisław Bełza Karol Miarka, kartka z dziejów Górnego Szląska. Warszawa 1880.