nęły naprzeciwko siebie do śmiertelnego pojedynku dwa światy: świat materyi i nie dającego się nigdy pokonać ducha.
»Nie pójdziemy do Kanossy«, zawołał ten mąż krwi i żelaza, który sam przed śmiercią jak nie można lepiej napiętnował swoją działalność oświadczeniem, że nikogo nie uszczęśliwił, a wielu zniszczył i zgubił[1] — i ostatecznie po latach szamotania się do Kanossy poszedł, uznał, że są czynniki moralne w świecie, wobec których nawet tacy, jak on mocarze, są bezsilni niby dziecko.
Kiedy zapoczątkowana przez Bismarka walka wrzała z całą zaciętością, Sziąsk Górny nie był już na szczęście bez przewodnika.
Żył tam wtedy i pracował nad oświeceniem ludu niezapomniany Karol Miarka.
Do 36 roku życia, jak sam nam opowiadał, z ducha Niemiec, przez przypadkowe zetknięcie się ze Stalmachem w Cieszynie rozbudzony i unarodowiony, redagował pismo ludowe w Królewskiej
- ↑ Czuję smutek w duszy. W ciągu długiego mojego życia nie uczyniłem nikogo szczęśliwym, ani moich przyjaciół, ani mojej rodziny, ani nawet samego siebie. Robiłem źle, bardzo źle. Jestem sprawcą trzech wielkich wojen; z mojej winy na polu walki zginęło 80.000 ludzi, których dziś jeszcze opłakują ich matki, bracia, siostry, wdowy. Busch: »Les memoires de Bismark«. Tom II, str. 91.