Strona:Na Sobór Watykański.djvu/122

Ta strona została przepisana.

(a wartoby popytać o zdanie także inteligentnych katolików świeckich) należy do niedalekiej przyszłości. W jakich granicach dokona się ta przemiana, przesądzać trudno. Musi to być jednak przemiana taka, aby religijne uczucie narodu mogło powitać ją jako drogę do swego odrodzenia,“
Po skończonem nabożeństwie gawędziliśmy z proboszczem na plebanji. Pytałem, czemu w środku procesji końcowej przerwał pieśń „Kto się w opiekę“, intonując „Te Deum“, które „odbeczał“ tylko organista. Śpiew pieśni przecież tak się pięknie rozwinął.
— Ha, cóż robić! Przepis i tyle — odrzekł. Gdyby to ode mnie zależało, tobym sprawę języka liturgicznego załatwił poprostu. Gdzie się ksiądz modli sam dla siebie, niech się modli po łacinie, nabożeństwa publiczne, w których lud uczestniczy — po polsku. Ja np. bardzo lubię łacinę. Tajemniczość pewna, wytworzona niecodziennym językiem, potem posmak katakumb... Ale nie chciałbym swojego gustu narzucać innym. Znam takich, którzy utrzymują wręcz przeciwnie, że inaczej nie umieją się modlić, tylko po polsku. W każdym razie powinniśmy mieć dwie rzeczy przed oczyma, że liturgja łacińska nie jest dogmatem i zmienić ją na polską, nawet w całości, można, a powtóre, że zasadę i wytyczną w sprawie liturgji brać powinniśmy z pierwszych wieków. Byleby Chrystus był przepowiadany, byle Bóg był bardziej uwielbiany w takim, czy owakim języku —