Strona:Na Sobór Watykański.djvu/127

Ta strona została przepisana.

jedni drugim. Na rynkach, ulicach, po domach, w drodze, w polu, przy pracy i zwłaszcza w bez czynności. Ale ta „spowiedź“ rzadko staje się w nich dźwignią nowych, lepszych światów. Nie jest spowiedzią „Chrystusową“. Nie jest przygotowaniem do skruchy, pokuty, przemiany ducha na lepsze. Bo spowiedź sama z siebie jest tylko odchyleniem zasłony i pokazaniem, co jest we wnętrzu człowieka. Gdy jej nie towarzyszy kontrola i sąd, życzliwy, ale i sprawiedliwy, tylko stale i w każdym wypadku aprobata wszystkiego, co jest, wówczas chybia celu. Nie ulepsza dusz, owszem, utwierdza je w złem, uczy schodzić na bezdroża. Stać się może spowiedzią szatana, który wszystkich i wszystko rozgrzesza, zawsze i wszędzie. Chrystus chciał mieć spowiedź na usługach skruchy, odrodzenia dusz i świata. Dlatego rozkazał: niekiedy rozgrzeszać, niekiedy rozgrzeszenie powstrzymać. Mianowicie wówczas, gdy przemiana myślenia — od zła ku dobru — jeszcze w duszy nie nastąpiła. „Których odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, którym zatrzymacie, są im za trzymane.“
Taką jest spowiedź. Nie jest odpuszczeniem grzechów, ale jednym z uprzednich przygotowań do skruchy, przemiany człowieka. A stąd i do odpuszczenia grzechów, którego Bóg „ani Kościół, jego władzą obleczony, skruszonym nigdy nie odmawia“.
Z powyższego płynie wniosek jasny. Tak pojęta spowiedź jest olbrzymią dźwignią dusz,