Strona:Na Sobór Watykański.djvu/137

Ta strona została przepisana.

Atoli z biegiem czasu fałszywy ton egoizmu kasty począł zatruwać boskość tej melodji.
Potrzebny był także chleb „apostołom“. Dopóki Kościół był mały, dopóki gmin religijnych było niewiele i niewielu członków liczyła każda gmina, dopóty każdy z Apostołów, biskupów i kapłanów mógł zupełnie poprostu powtórzyć za Pawłem Apostołem; „Potrzebom moim i tych, co byli ze mną, służyły te oto ręce“, Wyrabiał Paweł namioty i tak zarabiał na życie. A inni zapracowywali sobie na chleb powszedni w inny sposób.
Ale z czasem gminy urosły, zagęściły się diecezje, wyniknęło całe mnóstwo spraw, dla których załatwienia należało poświęcić cały rozporządzalny swój czas. Nie było miejsca na pracę zarobkową, chyba z poważnym uszczerbkiem, lub całkowitem zaniechaniem pracy kapłańskiej, Wówczas i duchowni i sami wierni wyszli z tego słusznego punktu widzenia, że kto służy ołtarzowi z ołtarza też żyć powinien. Podobnie jak ten, kto służy urzędom, wojsku, poczcie z nich czerpie swe utrzymanie. I poczęli zastawiać stoły dla sług ołtarzy. Stoły pełne chleba, obok stołów dla ubogich.
Krowy chude i tłuste nigdy nie będą się spokojnie paść obok siebie. Prędzej lub później krowy tłuste pozjadają chude, naprzekór wszystkim snom faraona. Tak się też stało ze stołami ubogich, umieszczonemi obok stołów sług ołtarza i pozostającemi pod zarządem bezpośrednim tychże „sług pańskich“. W miarę,