Strona:Na Sobór Watykański.djvu/142

Ta strona została przepisana.

potęga pod słońcem nie posiada dotąd równobieżnej z kościelną organizacji miłosierdzia. A przecież tak zainicjowali prostacy apostołowie! Są świątynie miłości — powinny być obok nich domy miłosierdzia. Równolegle. Inaczej: „anathema!“ Kościołowi.
Mówi groźne jutro. —
W podróży, jak to często bywa, spotykam się z pewnym księdzem, młodym jeszcze, ale myślącym, idealnie nastrojonym. Rozmowa zeszła na temat miłosierdzia.
„U nas — mówił — jest miłosierdzie, ale — jakby je tu najtrafniej określić — miłosierdzie zdeprawowane. Tak, zdeprawowane, bo deprawuje otrzymujących jałmużnę narówni z dającymi. Jest doraźne, bez planu. Dający rzuca grosz, jak do studni bez dna. Nie wie kogo wspiera. Może opryszka, co go jutro przyjdzie ograbić. Niema organizacji. Niema ręki, coby dziś zebrała w jeden węzełek wszystkie grosze dziś rzucane do skarbonki miłosierdzia... Zebrała dziś i za te pieniądze postawiła dom w jednej diecezji... Zebrała jutro i postawiła drugi dom w drugiej diecezji, zebrała pojutrze i postawiła trzeci dom, czwarty, setny — w trzeciej, setnej diecezji, a choćby nawet i parafji.
Gdym objął u siebie parafję, pierwsza rzecz, kazałem podać sobie listę ubóstwa. Znalazło się tego z pół kopy blisko. Na pierwszą zimę zrobiłem tak. Urządziłem jednej niedzieli na-