Strona:Na Sobór Watykański.djvu/143

Ta strona została przepisana.

bożeństwo uroczyste, na miesiąc zgóry „rozplakatowane“ z ambony tudzież pocztą pantoflową, za ubogich. I zbiórka. A obok tego powiedziałem tak do chłopów: „Dziesięcinę płaciliście dawniej Kościołowi. Dziś ustała. Ale z dobrej ręki co dziesiąty snopek, co dziesiąty chleb — ofiarujcie dla P. Jezusa w osobie ubogich braci. Bóg pobłogosławił urodzajami. Nie żałował wam. Nie żałujcie jemu. Niech w naszej parafji nikt przez ten rok nie umiera z głodu. A na wiosnę budujemy dla ubogich dom. Wprawdzie Kościołek też lichota, wartoby postawić lepszy, ale to na potem. Pierwszy P. Jezus w postaci ubogich.“
Nazbierało się pół stodoły zboża. Biedacy chleba mieli w bród. A tymczasowy kąt — to tam już każdy zwykle miał. Zresztą pomyślało się i o tem. Teraz buduję dom... Czteropiętrówkę... Obliczam na przyszłe czasy. Przytułek ubóstwa, zaopatrzony w kulturalne „wszystkie“ potrzeby człowieka. Dla ludzi buduję nie dla bydła, jak było dotąd... Pracować będą na siebie, zarabiać. Praca uszlachetni rozpróżniaczonych dziadów. Żebraniny u mnie już niema.
Jeżeli jedną parafję stać na to, na zbudowanie wielkiego domu (zwykle się stawia Kościoły i plebanje — dobre i to — ale nie najpierwsze) to o wiele lepiej i prędzej mógłby to zrobić każdy biskup w swej diecezji, wszyscy biskupi w kraju. Niech dwa domy co roku wzniesie każdy za pieniądze całej diecezji.