Strona:Na Sobór Watykański.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Szkoda, że jaki Piotr Skarga nie jest papieżem, bo nauczyłby monsignorów rozumu i nakazał pod grozą gniewu Bożego mieć serce. Państwa, te „spoganiałe“, uprzedzają „święty“ Kościół, tworzac ministerja opieki społecznej. A Kościół? — Śpi, bo hierarchowie śpią... na wszystkie uszy! Niech się obudzą, niech się obudzi przedewszystkiem Rzym, a nie będzie trzeba osobnych kongregacyj. Wiarę szerzą... Wiarę bez uczynków. To też nie dziw, że martwa... I zapewne „martwi“ Chrystusa, któremu ciągle musi być „żal tego ludu, bo są jako owce bez pasterza“.
O Pastor gentium! Evigilare! —
Pożegnaliśmy się serdecznie. Pod wpływem jego słów począłem marzyć. I zdawało mi się, że wówczas Kościół rozwiązałby zagadnienia pokoju, boć jego największymi wrogami są głód, nagość i nędza bezdomna. A powtóre wówczas stanąłby ponownie przed światem w glorji pierwszych apostolskich dni, kiedy na wiernych wskazywano palcami: „Patrzcie, jak oni się miłują“. Zaś Duch Boży z wyżyn Syjonu mówił o nich, iż mieli „serce jedno i duszę jedną“.
Pieśń o niebie, — niezrozumiałem, dalekiem niebie — dzieli Kościoły, skłóciła wiernych. Możeby ich złączyła prędzej i łatwiej tak zrozumiała, a tak cudna, o apostolskich akcentach — wielka pieśń o chlebie.