Strona:Na Sobór Watykański.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Z nazwiskiem, czy bez nazwiska? — dolatywało mię echo pytań z zakrystji, gdy już byłem przy balaskach wielkiego ołtarza i ukląkłem przed Utajonym na chwilę modlitwy za umarłych. Modlitwy zadarmo...
Potem szedłem na cmentarz. Po drodze rozmyślałem na temat prawdziwie dla mnie wstrętny: dusigroszostwa w kościele. Dusigroszostwa przy okazji każdej, najmniejszej czynności religijnej. Pomyśleć tylko, coby było krzyku w kraju, gdyby tak robiono w urzędach państwowych! Płać za każdą drobnostkę, każdą usługę. A to się dzieje w urzędach Pana panujących! Za każdą czynność — płać!
Handel duszami, handel sakramentami, szantaż i giełda modlitwy, jej akcje i dewizy, haussy i baissy, zniknąć powinny nieodwołalnie! Duchowieństwo i kościoły winny mieć dostatnie utrzymanie, zabezpieczone na innej drodze. Przychodząc na modlitwę, chce każdy myślący i czujący katolik zastać prawdziwie dom boży — nigdy jaskinię z kuframi Mamona!