Strona:Na Sobór Watykański.djvu/161

Ta strona została przepisana.

Próbował wymusić to na nim miecz Cezarów i prysł w zakrzepłej prawicy, próbował wymóc to samo głos Hohenstaufów i umilkł bezsilny, próbował bagnet Hohenzollernów i Faustrecht Żelaznych kanclerzy i ulec musiały... Ulec przemocy prawa Watykanu.
I nie mogło być inaczej. Religja pośród działów życia ludzkiego — to dział najwyższy. Religja to śpiewak, co uderza w struny najwznioślejsze, struny boskie w ludzkości. A Watykan jest najwyższym wyrazem, jest przedstawicielem religji, i to religji Chrystusowej, religji wszechświatowej, która najcudowniej uderza w owe struny święte. Watykanowi zatem i religji przed wszystkiemi działami życia należy się niezależność. I ktoby chciał obniżyć ten szczyt, dumnie w niebo dźwigniony prawicą Najwyższego, ktoby go chciał wygładzić z ziemi, ten niechaj wpierw odmierzy swe siły. Niech najpierw usunie z powierzchni globu szczyty materjalne Alp, Kordyljerów i w gwiazdach Azji zbłąkany Mounth Everest... A potem może już rękę podnieść na prawa Watykanu, na jego niezależność.
Nie! Watykanowi należy się niezależność! Przynajmniej taka, jaką się cieszy każdy kulturalny dział życia ludzkiego. I nie może papież posiadać mniejszej niezależności, niż prezes międzynarodowego klubu wioślarzy, ani praw mniejszych od niego.
Dominuje dziś nad umysłami hasło powszechne: „Religja jest rzeczą prywatną każ-