Strona:Na Sobór Watykański.djvu/165

Ta strona została przepisana.

Czem stałby się uczony, tworzący laboratorja na to jedynie, żeby się w nich mylono? To też każdy Kościół i każda religja, któreby u fundamentów swych złożyły omylność, tworzą w społeczeństwie ludzkiem, na najwyższym terenie jego ducha, ni mniej ni więcej tylko to, co w historji Polski figuruje jako Rzplita Babińska. Kościół katolicki położył w swe fundamenty nieomylność — na Wyżynach Watykanu. Ściśle biorąc uczynił to nie Kościół, zwłaszcza nie w roku 1870 dopiero, lecz pomyślał o tem Sam Założyciel Kościoła, Jezus Chrystus.
On, Genjusz pierwszego wieku swej ery, której nadał imię, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prawdę religijną, nieomylną, wyczerpniętą z łona Bóstwa, rzuca na chwiejne odmęty myśli ludzkiej, na flukta ruchome jej błędów. Wiedział dobrze, że wprawdzie ta myśl ku nieomylnym horyzontom steruje i w drobiazgach powszednich pewność bodaj chwilową osiąga, ale że pełnej nieomylności w wielu najzawilszych sprawach nie ma i długo — może nigdy — mieć nie będzie. Postanowił przeto wesprzeć myśl ludzką. Dał jej nieomylne rozwiązanie zagadnień najwyższych, wiecznych, tak jak je ogarnia Myśl Stwórcy, a potem ów boski swój podarek dla ludzkości postanowił przed chwiejnością ludzkich poglądów zabezpieczyć.
Jak to uskutecznił? — Najmądrzej.
Prawdę swej Ewangelji, tę cudną pieśń,