mógł podać na harfy wędrownych pieśniarzy. Nie uczynił tego, bo nie wyszłaby nigdy poza ramy legendy. Mógł ją zamknąć, jako słowo Boże, w pergaminie Biblji, żeby ją tłumaczono następnie, odczytywano. Nie uczynił tego, bo blisko piętnaście wieków świat pozostałby bez Ewangelji, nie umiejąc czytać i pisać. Mógł oddać treść tej księgi uczonym akademjom, by ją studjowano, jak system Platona. Nie uczynił i tego, bo wiek dwudziesty pierwszy po Jego Wniebowstąpieniu jeszczeby się nie dopytał o imiona filozofów, tytuły tez ewangelicznych.
Chrystus obrał inną drogę. Jak każdy rozsądny twórca-człowiek, powierzył ideę swą organizacji, pomyślanej na najszerszą skalę. Sama nazwa, jaką dał idei, mówi o tem: Królestwo Boże. Królestwo wśród obywateli swoich znajdzie i pieśniarzy i harfy i szkoły i biblje, ale, posługując się niemi do swoich celów, na nich głównie się nie opiera. Siłą Królestwa, jego ostoją i kośćcem jest rząd, organizacja. Organizacja żywych ludzi dla żywych ludzi. Ona przechowa radośnie i zazdrośnie powierzony sobie skarb boży. W potrzebie da anielskie dźwięki piastowanej z miłością prawdzie, przekaże ją jak spuściznę rodową, jak klejnot uwielbiany, następnym pokoleniom. Organizacja jest najlepszą Biblją, bo wciąż żywą, głośną, przemawiającą, mogącą się bronić przed atakami fałszu, najtrwalszą. Nawet adoratorzy wyłączni martwej biblji, protestanci, do tej żywej biblji z czasem, instynktownie, się uciekli.
Strona:Na Sobór Watykański.djvu/166
Ta strona została przepisana.