Strona:Na Sobór Watykański.djvu/172

Ta strona została przepisana.

twy dajmy na to Kowieńskiej. Było to jedno z wielu księstw włoskich, państewko, którego walory polityczne w odniesieniu do niezależności papiestwa, stanowczo po dziś dzień są przeceniane. Garibaldi nawet nie myślał jeszcze się urodzić, Włochy nie marzyły o Zjednoczeniu i papież był „il principe“, świeckim panującym, a zakon jezuitów wbrew woli papieskiej rugowano z Francji i Portugalji — i papież z całą swoją armją był wobec faktu bezsilnym. Tak i dziś, powiedzmy, niech papież odzyska swoje domeny dawne — czyby potrafił założyć zbrojne veto przeciwko prześladowaniom duchowieństwa katolickiego przez Eseseserepję? Gdyby nawet posiadał terytorja równe angielskim, najprawdopodobniej teżby się zawahał. Na to trzebaby mieć nie Rzym z przyległościami, Ostją i Civita Vecchią, ale conajmniej pół świata, żeby politycznie nakazać przymusowy posłuch swej woli i wywalczyć niezależność swych celów.
To też nie to stanowi punkt zwrotny w danej kwestji. Nie z punktu widzenia politycznego papież stał się polityczną potęgą, ani nie z punktu widzenia posiadania pewnego terytorjum, noszącego tytuł księstwa, czy hrabstwa. Nie, bynajmniej! Boć ostatecznie, gdyby o to chodziło, to i dziś, po tylu zaborach dóbr kościelnych, papież jest terytorjalnym potentatem. Wszystkie posiadłości, należące na całym świecie do duchowieństwa katolickiego i gmin wyznaniowych katolickich, należą tem samem na