Strona:Na Sobór Watykański.djvu/22

Ta strona została przepisana.

groźne raz po raz głosy. Głosy, które pod adresem centralizującego wszystko Rzymu odzywają się już od lat dziesiątków. Nie próbuję nawet wypisywać tego, co wypowiedziała w tej sprawie za ostatnich lat sto „Polonia semper fidelis“. I to tem dziwniejsze i tem bardziej zastanawiające, że nie gawiedź uliczna, lecz usta inteligentne i często bardzo życzliwe Rzymowi, jak matce własnej, sarkały na ten rys „urzędowego“ Kościoła. Inteligencja przecież nawet przeciętna potrafi to zrozumieć i ocenić, że tylko w zdrowo pojętej centralizacji spoczywa wielkość i siła i że słowa o jednej owczarni całego globu i jednym pasterzu wszystkich były to słowa boskie. Widać naprawdę coś z brutalizmu i sztywności „pruskiego regimentu“ zakradło się w organizm życia Kościoła, skoro nietylko przywódcy herezyj współczesnych, ale i katolicy w łonie Kościoła, tamci jaskrawo aż do przesady, ci z zadumą i nieśmiało wciąż jednak utyskują na „bezduszny formalizm, biurokratyzm, formy bez treści“ i t. p. rzeczy, które istotnie iść zwykły jak cień za nadmiernym centralizmem.
To też nietylko wyraz krytyki, obojętności i lekceważenia, ale wprost wyraz pogardy nierzadko spotkać można pod adresem Rzymu, który (każdy to czuje) w swojem postępowaniu z narodami i duszami powinien być Chrystusowy i boski, za jaki się podaje, a jest w rzeczywistości — oby nie nazbyt często — taki, że aż „pruski“.