Strona:Na Sobór Watykański.djvu/222

Ta strona została przepisana.

„Niech Grzegorz nie reformuje Pawła Apostoła!“ Małżeństwo księdza to nie rzecz hierarchji — ubocznie chyba — ale sprawa osobista każdego kapłana.
A w takim stanie rzeczy nie będą stały pustką seminarja, ani — napewno — zakony!
Podniosą się plebanję, ożywią pod tchnieniem serdecznej pieczy kobiecej świątynie... W kaplicach zakonnic dopiero się widzi, jak powinny wyglądać Kościoły, gdy się niemi zaopiekuje inteligentna, religijna kobieta...
Ach prawda! Byłbym zapomniał o jednym jeszcze, zaklętym wrogu mojej tezy. Śmiertelnym jej wrogiem, wrogiem na śmierć i życie — przewiduję to — będą gospodynie. Fatalna bowiem ich rola w Kościele i na plebanjach się skończy. Ale i sprzymierzeńca mieć będę, który mię obroni. Uchylam przed nim czoła.
Cześć rozumnej, szlachetnej, czystej i świętej kobiecie katoliczce, żonie kapłana!
Imieniem Pawła Apostoła, w Imię Chrystusa, zapraszam ją bliżej do ołtarza!
Na współpracowniczkę w dziele zbawienia dusz, na współapostołkę Apostołów!
Ramiona kapłanów osłabły, trudząc się samotnie na wodach świata. Nie wiele ułowili. Ręka mężczyzny nie potrafi tak subtelnych zadzierzgać sieci, jakie dziś potrzebne na wysubtelnione ryby. Jej ręki delikatnej tu potrzeba. Niechaj ją wyszkoli, przygotuje i nie odmawia jej kapłanom. W ich imieniu, tych tak często życiowych rozbitków, proszę ją o to.