I stąd płynie, że sfery nauczającego Kościoła nie mają dziś dostępu w liczne bardzo dziedziny życia szerokiego, współczesnego życia. A stąd znów prostem następstwem idzie coraz szerszy w duszach i stosunkach zanik zasad wiary, których się oczywiście nie głosi tam, dokąd się nie ma wstępu. A stąd oddalenie coraz większe coraz szerszych mas od Kościoła i Boga, stąd puste świątynie albo też powierzchowna pobożność, stąd wyjałowiała moralność, stąd zdziczenie i zezwierzęcenie obyczajów, rozlewną i gwałtowną idące falą. Na miejsce bowiem wielkiego i świętego Boga, któremu się zamykają dusze, gdy uciekają przed sztywnym, zimnym, dla niektórych nawet strasznym i krwawym jego piastunem — Rzymem, wstępuje Beljal i wszystko, co on w swym orszaku prowadzi na zgubę dusz i ludów.
Ziarno gorczyczne rozrosło się i rozpięło koronę w niebie wszystkich ludów, Ale jakieś narośle chorobliwe, jakieś pasorzyty, jakieś próchniejące słoje i warstwy, jakieś omszenie konarów przeszkadza zachwycającemu oko jego rozkwitowi. Olbrzymi pień jest chory. Wprawdzie dusze głębsze widzą nurtujący pod zwierzchnią korą zdrój życia, mocny i zdrowy, i garną się doń. Lecz o ileż rojniej i radośniej i one garnąć się będą, a za nimi dusze i oczy przeciętne, widzące tylko po wierzchu, jeśli ręka mądrego ogrodnika, której poruczono straż drzewa, usunie pasorzyty i wilki, oczyści
Strona:Na Sobór Watykański.djvu/23
Ta strona została przepisana.