Strona:Na Sobór Watykański.djvu/28

Ta strona została przepisana.

tycznego i potocznego życia wynikły z tego źródła, z tego łona skały Piotrowej: na codzień — niedelikatność i traktowanie a la stupajka owieczek przez swych pasterzy, na okres zaś wieków całych — niewola Rzymu.
Oto w najsłabszym, najdelikatniejszym zarysie grzechy Rzymu. Źródłem ich ostatecznem: „Non sum sicut caeteri“ — megalomanja, pycha.
Rzym o tych zarzutach wie. Nasłuchał się ich przez wieki całe od swoich i obcych, a nasłuchał się w formie zazwyczaj o wiele bardziej jaskrawej, niż obecnie je przedstawiam. Czytał choćby tylko słowa Antoniego Góreckiego, zwrócone pod swym adresem: „Zdrój boleści, gniazdo złości, szkoła błędów i przybytek odszczepieństw — to Rzym niegdyś, a dziś wiarołomny i zbrodniczy Babilon, który jest przyczyną tylu łez i jęków. — O kuźnico zdrad i oszustw! O straszne więzienie, gdzie marnieje cnota, a zbrodnia się tuczy i zuchwały wznosi się głos! O piekło dla żyjących! Będzie to niezmiernym cudem, jeśli wkońcu grom gniewu Chrystusa Pana w ciebie nie uderzy... — Ty coś powstał z niepokalanego i skromnego ubóstwa, stawszy się bezczelną wszetecznicą, targasz się dziś na tych, co ci dali początek. Na czemże zasadzasz swoją nadzieję? Czy na swoich cudzołóstwach, wszeteczeństwach, na przepychach, zbytkach i bogactwach świętokradzko nabytych? O, nie znajdzie się drugi Konstantyn! A ten, co się opiekuje losem ludzkości, niechże