Strona:Na Sobór Watykański.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Tak się twierdzi ze strony katolickiej. Ale czy rzeczywiście poglądy sterników kościelnej nawy są zawsze tak szerokie, jak natura duszy ludzkiej, mocą Nieskończonego dźwignionej? Czy istotnie w każdym calu czynniki kościelne widzą jasno, zwłaszcza najjaśniej? Czy żadna krytyka wobec nich nie ma podstaw, nie ma racji? Czy bez wahania, najpierwsze i zawsze, wycofują się z tego, co się przeżyło w wiekach i ludach, co chociaż wczoraj było czynnikiem życia nieodzownym, dzisiaj jest już zawadą? Czy Kościół naprawdę nie namnożył tych zawad w świecie w przeciągu dwu tysięcy lat swego istnienia? Oto pytania nad któremi wartoby się głębiej, uważniej zastanowić, a nie przechodzić nad niemi z lekkiem sercem do porządku dziennego. Wiadomo bowiem że biada temu, kto zawady na terenach dusz pozostawia w świecie. Biada jednostkom, biada tem większe jednostkom ukoronowanym, biada najstraszniejsze jednostkom ludzkim, noszącym potrójną koronę!
Spróbujmy zatem wyświetlić ten zarzut pychy, utrzymujący, że „Rzym chce zawsze mieć ostatnie słowo“ i że „nikomu nie pozwala sobie nic powiedzieć“, nie uznaje krytyki, skierowanej przeciw sobie. Niechaj mówią najpierw ci, co twierdzą, że tak. Pozwólmy im wypowiedzieć się najswobodniej.
Otóż — mówią — karygodną najpierw aż do oburzenia, aż do zgrozy w dziejach Kościoła katolickiego jest rzeczą odgrodzenie się murem