Strona:Na Sobór Watykański.djvu/34

Ta strona została przepisana.

A Kościół się chełpi, że jest wcieleniem żywem Ewangelji! Takim istotnie być powinien. Ale tymczasem zdawałoby się sądzi, że ludzie, którzy nie podzielają jego przekonań, którzy — powiedzmy najjaskrawiej — a limine, bezwzględnie odrzucają nadprzyrodzoność, już na zawsze wyzbyli się ostatniej szczypty naturalnego, zdrowego rozumu i przyrodzonej uczciwości. Cały zaś rozum i całą uczciwość posiadł Rzym hierarchiczny w swych przedstawicielach, I może pozbawiać kogo zechce, tronów ziemi, tronów nieba...
Nie uchylajmy kart historji! Rzućmy zasłonę milczenia na tę „całą uczciwość i całkowity rozum“ Rzymu. I na sędziowski najwyższy majestat sterników sumień świata, którzy się czuli ponad sądami motłochu. Zapomnijmy o tem, że dopiero Bóg czy djabeł musiał wkraczać w dzieje drogami nadzwyczajnemi, I wywieszać krwawe sztandary — wolności, i nożem gilotyn i pożogą rewolucyj torować drogę braterstwu i tolerancji, bo na drogach zwyczajnych, drogach Ewangelji, miejsca dla nich nie było. Dopiero plugawym szatanom Dantonów i Robespierrów musi ludzkość zawdzięczać przeforsowywanie „praw człowieka“ w dziejach, bo sług Ewangelji na to nie stać, bo ich ewangelja o tem milczy.
Zapomnijmy o tem! Powtórzmy im tylko i ich kodeksowi raz jeszcze przypowieść o synu marnotrawnym. Przypomnijmy im wszyst kim, od dołu do góry, że niewiara nie jest zbro-