Strona:Na Sobór Watykański.djvu/39

Ta strona została przepisana.

kiedy bolesne. On się jednak przed niemi nie cofa. Przeprowadza je, mimo syku i jęku operowanych, z powodzeniem. Owszem, posiadając w swem ręku stałą, zorganizowaną i karną władzę pasterską, mocą samej zależności trzyma w karbach te czynniki, które na terenie religijnym idąc samopas, byłyby raczej czynnikami rozkładu, niż ładu. Hierarchja, oparta o zasadę sprężystości rządu, już sama przez się może być źródłem poprawy stosunków. A to wskazuje, że nietylko drogami nadzwyczajnemi, ale i drogami zwyczajnemi leczy Duch Boży jego przywary, grzechy i błędy. Nie jest Kościół bynajmniej nieuleczalnym, choć podlega różnym chorobom. Choć ma na ciele swem wrzody, niekiedy straszne, bo w owrzodzonej straszliwie ludzkości działa, nie jest bynajmniej „największym wrzodem świata“. Niesłusznie chcą go tak nazywać niektórzy, przez nazbyt czarne okulary patrzący na „światłość świata“. Bujne soki zdrowia i życia, wlane w jego żyły przez Ducha Bożego, częściowo dzięki rozumnemu „zacofaniu“, „konserwatyzmowi raz zdobytej prawdy“, nurtują w nim po dziś dzień. Dowodem tego — sam rozmach żywotny Kościoła, zakreślany wciąż na wszechświatową skalę.
I nie brak przytem owym sokom pieczołowitej ręki ogrodnika. Każdy katolik „z przekonań“ pracuje nad uszlachetnieniem swego umysłu, uświęceniem serca, wzrostem duszy „w łasce u Boga i u ludzi“, jak pracował pierwszy