tnie, życzliwie a bez przesady, bo spokojnie i również uprzejmie. Przyjęty zaś pogardliwem: „heretyk! pan nie masz pojęcia“ — odejdzie urażony i zatnie się, albo, jeśli nie posiada wyższej kultury ducha, plwać pocznie na mury Watykanu. A mówił doświadczony Wolter, że w umysłach łatwowiernych „z tego zawsze coś zostanie“.
Pozwolę sobie mimochodem przypomnieć grzeczność, uprzejmość i szerokie horyzonty widzenia w stosunku z uczonymi, jacy nawiedzali bibljotekę Watykańską, grzeczność ujawnioną przez niedawnego prefekta tej bibljoteki... Czyżby tak nie mógł postępować cały, hierarchiczny kościół? Wszystkie jego instytucje i biura? Potem wszystkie zakrystje, plebanje, konfesjonały i ambony? A potem szkoły wszystkie i uczeni? I uczeni prawnicy i — daję osobną linję —
I kodeks praw?
Przyznam się, że jest to dla mnie zagadką nie do rozwikłania. Czoło hierarchji, tego okrzyczanego Rzymu, składa się dziś niemal wyłącznie z Włochów, ludzi przysłowiowo grzecznych. Czemuż oni tę cechę zatracają w systemie profesjonalnym swych ksiąg, biur, aktów, ustaw, kancelaryj? Czyżby tu od dziewiętnastu wieków działało prawo dziedziczności? Spuścizna po faryzejskim, plwającym i przeklinającym, duchu synagog, cheremów, kamienowań?
Najwyższy czas w to wejrzeć!
Strona:Na Sobór Watykański.djvu/45
Ta strona została przepisana.