Strona:Na Sobór Watykański.djvu/54

Ta strona została przepisana.

i mógł Ignacy Loyola kazać zachwalać „długie nabożeństwa“ po takich kazaniach, a mimo to szedł na nie z chęcią i pan i cham. Dziś coś podobnego, nawet na zapadłej prowincji, wprost nie do pomyślenia. Społeczeństwo się segreguje według stopnia kultury umysłowej. Dziś umysły intelektualnie wysoko stojące albo nie potrzebują, albo nie zgodzą się na pobieranie nauki religji w formie kazań, zwłaszcza długich, gdy stać trzeba godzinami w zimnym kościele, lub siedzieć w ławce brudnej, od której obuwie się wala, cóż dopiero ubranie! Zgodzą się natomiast na rozumną, interesującą wymianę myśli, w pięknie urządzonej i z wykwintem sali, dobrze wentylowanej latem, ciepło zimą ogrzanej, z garderobą do usług gości — na jakąś godzinę, dwie, jeśli temat specjalne obudzi zainteresowanie, „Zwykłe“, przeciętne bardzo słowo bo że dziś nie wystarcza, zwłaszcza wygłaszane „ex cathedra“, niedopuszczające dyskusji, czy mówiący ma rację, czy jej nie ma. Przenigdy! Na to się „jutro“ stanowczo nie zgodzi, choćby „dziś“ tu i tam wyrażało zgodę.
Znam programy nauk w seminarjach duchownych, wiem, że uczą się klerycy głoszenia kazań, Nie spotkałem programu, któryby uczył urządzania i prowadzenia prelekcyj. Tu i tam po diecezjach prywatna inicjatywa rozumniejszych „duszpasterzy“ pracuje w tym kierunku, urządza domy. Ale nie słyszałem w Polsce o diecezji — może poza granicami istnieją — gdzieby planowo pomyślano o stworzeniu od-