powiednich lokalów po miastach dla tej metody głoszenia Ewangelji. A tą metodą przecież posługuje się dziś każdy szarlatan, głoszący swoją „ewangelję“, urządzający naukowe „seanse“ — i posługuje się z powodzeniem. Nieprzyjaciel kąkol sieje, a pszenica słowa bożego gnije po zakamarkach strupieszałości i szablonu katolickiego kleru.
I żeby już nie wracać do tematu, dla ilustracji słówko o dwu szablonach, dorywczo z życia wziętych (wszystkich wyliczać niesposób). Z pierwszego zdaje się wykwitła jedna herezja współczesna, drugi odstręcza od Kościoła umysły.
Oto pierwszy. Kościół wierzy w Biblję, Pismo św. Kościół buduje na niej, jak na fundamencie, swoją wiarę, swoją naukę, swój kult. Kościół więc powinien ją znać, czytać sam i wiernym odczytywać, uprzystępniać ten „list Boga do swego stworzenia“, przynajmniej Nowy Testament, Tymczasem zrobiło się szablon. Poukładało się wyjątki, ładne coprawda i treściwe, ale nie dające obrazu całości, w łańcuch niedzielnych i świątecznych Ewangelji i poza ten szablon — ani rusz od kilku wieków. I tłum, rozumujący poprostu, powiedział sobie, że kiedy księża więcej nie czytają, to widać więcej nie trzeba — i przestał czytać Pismo św., a kler rozumujący praktycznie, powiedział sobie również poprostu, że więcej ludowi tłumaczyć nie potrzeba, więcej nad perykopy ewangeliczne drukować — rzecz zbędna. I doprowadził
Strona:Na Sobór Watykański.djvu/55
Ta strona została przepisana.