Kościół tylko na tym terenie i tylko tu nakłada sobie więzy. Jeśli bowiem Umysł Nieskończonego powiedział w jakiejś kwestji „tak“ — co trzeba udowodnić i dowody się przedkłada — wówczas umysły najgenjalniejsze adorują fałsz, jeśli się poważą wypowiedzieć „nie“ w odnośnej kwestji.
Oto są więzy katolickiego dogmatu. Wnosi on te więzy w dusze, jak każda prawda poznana. Względna i do czasu prawda — wnosi więzy względne również i do czasu, prawda bezwzględna i wieczna — więzy bezwzględne i wiecznie. Widziałem dzieci, które aż płakały, udowadniając, że mają pięć paluszków u ręki, a nie sześć, jak wpierał w nie „wujcio“ żartowniś. Co było powodem płaczu? Więzy dziecięcego dogmatu, A co powodem tylu kłótni między ludźmi? Także więzy „swoich dogmatów!“
To też, gdyby z tego punktu widzenia powstawał zarzut przeciwko „więzom dogmatu“ w katolicyzmie, wypływałby na całej linji z niezrozumienia rzeczy. Byłby nieuzasadniony, niesłuszny. Zarzucać bowiem Kościołowi, że posiada jasno określony dogmat, prawdę o bezwzględnej wartości, myśl, dokładnie skrystalizowaną w kształcie ludzkiego słowa — znaczyłoby przecież nie co innego, jak winszować Kościołowi, że pierwszy i jedyny może na globie posiadł z łaski bożej i wniósł do skarbca ludzkości to, do czego z wieku na wiek ludzkość dąży: do zdobycia jasno określonej prawdy. —
Strona:Na Sobór Watykański.djvu/61
Ta strona została przepisana.