Strona:Na Sobór Watykański.djvu/66

Ta strona została przepisana.

codzień ilość dogmatów wyprodukuje na kuli ziemskiej czterysta tysięcy katolickiego kleru! Doprawdy, można pęknąć z nadmiaru szczęścia i radości! —
Lecz, co gorsza, że przed takiemi tworami swego często nieuctwa, zasklepionego w sobie, kler każe uchylać czoła. Nakłada więzy dogmatu, Zobowiązuje wiernych „w sumieniu“ i ma pretensję do nie-wiernych, aby w to wierzyli. Jak się tu nie ma obruszyć, nie zasarkać okrąg oświeconego globu:
Precz z więzami dogmatu!
Jest jakaś bajka o żydzie, który wypasał konia na dworskiej łące, z obawy jednak, żeby mu go nie skradziono, porzucił łąkę i pasł szkapę na miedzy za ogrodem. Bojąc się wszelako i tu złodziei, sprowadził ją na podwórko i przywiązał u płota nawprost okna, żeby się pasła w jego oczach na trawie niedojedzonej przez drób i prosięta. Rezultatem jego pieczołowitości było, że koń z głodu padł.
Tak czyni hierarchja w zbytniej trosce o „czystą myśl katolicką“ w głowach wiernych. Skrępowaniami i dekretami bez liku zacieśnia z wieku na wiek, z roku na rok pole badania prawdy dla swych wiernych, podczas gdy rozwój nauki codziennie je w każdej dziedzinie rozszerza. Żyd pachciarz sprowadza szkapę na ciasne podwórko. Myśl kościelna, nawykła mierzyć nieomylnie w zakresie prawd objawionych przez Chrystusa — co nie jest ani jej zasługą, ani jej pracą — stosuje tę praktykę na każdym