gmatyzowanie w jakiejkolwiek formie — zabija, swoboda myśli otwiera nowe horyzonty i stwarza światy nowe. Przedewszystkiem rozszerza samą myśl, jej pojemność, o czem powinienby pamiętać Kościół, bo kiedy chce nauczać cały świat, winien mieć do dyspozycji głowę i wiedzę na wszechświatową miarę.
Tymczasem więzy dogmatu zacieśniają tu wszystko do zaściankowej miary i krępują — samą hierarchję. Pysznie wpatrzona w swoje blaski, blaski Rzymu, nawet nie dostrzega, że mogą istnieć cuda zórz północnych... u bieguna tej uczoności, dokąd ona nie zagląda nigdy. A kraina taka dziś jest i tamby też należało ponieść Ewangelję. Ale jak pójść, nie znając terenu, nic znając drogi? Nie osoby tu winny, są bowiem już dość liczne jednostki wśród duchowieństwa o „szerokich głowach“, ale winien system. A system nie dopuszcza nauki odzewnątrz, wyższej nad swoją. On ma „najwyższą“ — wszędzie! Wszystko, co poza nim, to będzie najczęściej „heretyckie i masońskie“. Gdybyśmy się trzymali ściśle tego określnika, to i wszechwiedza Stwórcy będzie heretycka i masońska, gdyż sięga poza zakres wiedzy hierarchji.
Nietylko atoli odzewnątrz, ale też odwewnątrz Kościół się zacieśnia. Nie czerpie nauki z kół swoich własnych. „Góra“ hierarchji nie przyjmuje nauki od hierarchicznego „dołu“. Prawda robi się pod dyktandem, a dyktuje tyl-
Strona:Na Sobór Watykański.djvu/68
Ta strona została przepisana.