Strona:Na Sobór Watykański.djvu/88

Ta strona została przepisana.

go, to nad tym zarzutem — nie wolno. Ani człowiek, ani naród, ani ludzkość cała nie daruje tego Kościołowi nigdy, jeżeli jego głowa — Rzym — zamiast upragnionej ostoi, przyniesie ludom i wiekom przeklętą przez nich obrożę. Okrzyk: „Niewola Rzymu!“ będzie jak iskra, co lasy zapala. Obejmie serca, zawichrzy głowy, uzbroi ramiona i pójdzie jak burza w nowożytne dzieje katolicyzmu, jeżeli z Rzymu naprawdę wychodzi niewola sumień.
Chcąc na to pytanie bezstronnie odpowiedzieć, należy zwrócić uwagę na źródło, skądby mogła ta niewola wyniknąć. Źródłem tem — władza hierarchiczna w Kościele. Jak się ona kształtowała, jak rozwinęła i jakie przyniosła i przynosi owoce?
Najpierw, władza ta w Kościele jest, wbrew wszelkim teorjom rozpoetyzowanym o poetyzmie w działaniu Chrystusa, który miał być raczej improwizatorem, niż organizatorem. Tak nie było. On Sam miał najwyższe poczucie posiadania pełnej władzy bosko-ludzkiej. „Dana mi jest — mówił — wszelka władza na niebie i na ziemi...“ Tę władzę przelał na apostołów. „Jako Mnie posłał Ojciec i Ja was posyłam“ — z pełną również władzą, dla celów Kościoła potrzebną.
Tak mówi organizator, wielki organizator i, jeśli kto chce, wielki poeta, w pierwotnem greckiem znaczeniu tego wyrazu: twórca.
Następnie ten wielki Twórca Kościoła zatroskał się o to, by pełnia tej władzy się nie