Strona:Na Sobór Watykański.djvu/90

Ta strona została przepisana.

wszystkiego, czego nauczali. „Nauczając ich chować to wszystko, cokolwiek wam rozkazałem.“ Słowem oparł władzę Kościelną nie na piasku czyjejś dowolności, każdorazowego księdza, biskupa, czy papieża, ale na granicie rozumu oświeconego wiarą. To zatem, co zadość czyni postulatowi rozumu ze względu na wieczność i na stosunki ludzkie w odnośnej epoce — to może być przedmiotem władzy, rozkazu; co przeciwnie poza te ramy wybiega, to staje się przedmiotem — wzruszenia ramion, politowania, śmiechu, drwin i szyderstw w stosunkach życiowych, w ocenie ludzkiej. A w ocenie prawa? — Bezprawiem księdza, czy biskupa, czy papieża. Jak każdy człowiek, rządząc swem życiem, powinien mieć rozum, tak i przedstawiciel władzy w Kościele. Powinien posiadać, rzecby można, skoordynowany rozum tych wszystkich, nad którymi przewodzi.
Trudno. Jeden człowiek, choćby się genjuszem urodził, rozumów wszystkich w siebie nie wchłonie. Nikt nie czyta w skrytości serca ludzkiego, jeśli mu to serce się nie otworzy. Rządy, tak zwane świeckie, przez długie wieki chciały być wszechmądremi. Rozkazywały, nie pytając swych podwładnych. To też doczekały się różnych niespodzianek dziejowych i dopiero, sparzywszy palce boleśnie, dopuściły do swego rozumu rozum rządzonych. Zapoczątkowały okres demokracji.
Zacofany Kościół sprawę tę od początku postawił demokratycznie. Nawet jego Założy-