Strona:Na Szląsku polskim.djvu/021

Ta strona została skorygowana.

Chorwatów, Słowaków i Rusinów, nie będzie wiekiem ponurego grobu dla Polaków Górnoszlązkich, mimo że pieśń pogrzebową śpiewają dziś im głośniej nawet niż dawniej, wielbiciele zasad krwawego człowieka, któremu się zdaje, że wola jego urągać może świętym prawom Przedwiecznego Boga.
Kiedym tak mówił, młody człowiek przysłuchiwał mi się z wielką uwagą. Znać było, że z podobną mową nie spotkał się nigdy jeszcze w życiu. Urodzony (jak mi to później opowiedział) w jednym z powiatów wschodniej Galicyi, w której wśród miljonów rusińskiej ludności, niby małe wysepki na szerokiego oceanu wodach, rozrzucone są gromadki polskiej intelligencyi i szlachty, przyzwyczaił się uważać ją za ziemię na wskroś polską, zgodnie bowiem z arystokratycznemi pojęciami, które nie w jego tylko mózgu nurtowały, lud poczytywany był ciągle za element, którego mówiąc o narodowości danego kraju, nie należało nigdy brać w rachubę. Znalazłszy się więc poraz pierwszy na Górnym Szlązku, gdzie istotnie cała szlachta jest niemiecką, gdzie cała intelligencya, wszystko co w tużurku chodzi, po niemiecku tylko mówi, choć otarł się, tak jak i ja w Brzezince o lud polski, nie zwrócił przecież na niego uwagi i mniemał, w pokorze własnego ducha, że znajduje się na ziemi czysto niemieckiej, tak jak