Strona:Na Szląsku polskim.djvu/027

Ta strona została skorygowana.

zwierzęcą rzucał. Otóż po głodzie w roku 1880, pragnąc się przekonać naocznie, ażali pomoc, od jakiej nie uchylał się żaden z nas, chociażby najbiedniejszy, wystarczyła na ulżenie niedoli, pojechałem na Górny Szląsk, zetknąłem się z Karolem Miarką w Mikołowie, i z nim objechałem nawiedzone głodem wsie i miasta, a między temi ostatniemi właśnie i Bytom. Kiedym więc teraz, wysiadłszy na którejś pośredniej stacyi kolei żelaznej, z wagonu, szląskim wózkiem, wjeżdżał w mury tego miasta, przyglądałem mu się jak staremu znajomemu, dziwiąc się temu, że czas, który wszystko niszczy, nie odbił na jego murach swoich znaczących śladów. Owszem, podniósł on to miasto i upiększył, przystroił całe dzielnice we wspaniałe gmachy, których nie powstydziłaby się nawet sama Warszawa, a w jego środku dźwignął tak piękną, gotycką świątynię, że podobnej jej, z wyjątkiem może Katedry Śgo Jana, Warszawa nie posiada. Nie mogłem więc, patrząc na dzisiejszy Bytom, powiedzieć za poetą: «wszystko tak jak było, tylko się ku starości nieco pochyliło», ale owszem zniewolony byłem wyznać, że wszystko to odświeżyło się i podniosło, że wszystko przyodziało się jak gdyby w świąteczną szatę, że nad wszystkiem powiał prąd odświeżającego powietrza. Nadewszystko też nowa, wspaniała świątynia, przyozdobiła niepospolicie Bytom. Zbudowana