codziennego życia, śpiewa on tem chętniej w kościele, w podniosłym nastroju ducha, — wylewa w błagalnych pieniach przed Tron Przedwiecznego swoje żale, spowiada się ze swojej wiary, zamyka w nich całą swoją nadzieję. Biada tym, którzy go pieśni tej chcą pozbawić, wyrwą mu bo oni niegodnie, wszelką pociechę wśród tej »doliny płaczu«, pozbawią go moralnej podpory w doczesnej pielgrzymce, gdzie tyle materyalnych pokus, usiłuje go z prostej ścieżki sprowadzić na rozdroża. A jednak są na Górnym Szląsku tacy kapłani, którzy nie śmiejąc głośno powstawać przeciwko chóralnej polskiej pieśni w kościele, krętemi drogami starają się ją wyrugować powoli ze Świątyń Pańskich, protegując niemieckie »Cecilien Verein’y« jak gdyby uprawiające poprawniejsze od polskich pieśni. O niegodnych takich, choć na szczęście wyjątkowych usiłowaniach, czytałem w pismach polskich, bawiąc na Górnym Szląsku, słyszałem o tem z ust ludu, i ze zgrozą pomyślałem o szkodliwych dla wiary samej następstwach rozdwojenia, jakie musi być wynikiem takich niemoralnych usiłowań, pokrytych maską obłudy, księży zapominających o tem, że Fanaryotami na Górnym Szląsku być im nie wolno, jeżeli nie chcą by się lud od nich nie odwrócił z taką pogardą, jak od Fanaryotów — renegatów, w słowiańskich prowincyach Turcyi.
Nabożeństwo w Bytomiu rozpoczęte polskim śpiewem, zakończyło się śpiewem. W przerwach
Strona:Na Szląsku polskim.djvu/053
Ta strona została skorygowana.