wnie upodobniła go do jego współkolegów z okolic środkowego i dolnego Szląska, gdzie już dziś niestety! nikt po polsku pacierza nie odmawia.
Chwała niech będzie Bogu za to, mimo nadzieje germanizatorów, nie zetrze ona słowiańskich cech i z tej części Szląska, która cudem dotąd zachowała wśród ogólnego upadku, swój czysto polski charakter.
Rojno i gwarno było w sali prześwietnego pana Morytza, kiedyśmy pożegnawszy się z księdzem fararzem i wysłuchawszy choralnych polskich pieśni podczas nieszpornego nabożeństwa, przestępowali jej próg, by zagaić posiedzenie Związku. Sala obszerna, o kilku oknach, napełniona była, jak to mówią »po brzegi«, widać było, że »Związek« budzi niepowszedni interes. I istotnie, na twarzach wszystkich zebranych malowała się ciekawość, połączona z przeświadczeniem, że tu chodzi o interes wszystkich. Wszyscy też w Szobieszowicach stanęli jak jeden mąż do apelu, wyczytawszy w »Katoliku«, że ma się odbyć zebranie.
Na pierwszy rzut oka, zgromadzeni w sali pana Morytza nie patrzyli wcale na Polaków. Ubrani w kaftany, nakryci czapkami, powierzchownym swoim wyglądem niczem nie wyróżniali się od