Niemców. I tylko rozmowy prowadzone żywo, choć półgłosem, świadczyły o tem, że polskie a nie inne serca biją w ich piersiach.
Zgromadzenie robotników było tak liczne, że literalnie z trudnością docisnęliśmy się do prezydyalnego stołu. W niedalekiej od niego odległości, spostrzegliśmy urzędnika policyjnego, przysłanego tu w tym celu, by baczył, ażeby jakieś nieopatrzne gorętsze słówko, nie wstrząsnęło w posadach, potężną monarchią pruską. Jemu to, jako prawnemu przedstawicielowi porządku, pokazał p. Koraszewski pozwolenie właściwej władzy na odbycie zebrania, poczem przystąpił bezzwłocznie do zagajenia takowego.
Przy stole prezydyalnym ulokował się więc pan Koraszewski, dalej stanąłem ja z ołówkiem w ręku dla zapisywania tego, czego będę świadkiem, w końcu przybyły z Gliwic redaktor »Opiekuna katolickiego« ks. Przyniczyński. A dalej, na prawo i na lewo? Dalej kołysała się ruchliwa fala odkrytych głów ludzkich.
Zapalono lampę, głos dzwonka dał się słyszeć, p. Koraszewski wstąpił na zaimprowizowaną z krzesła katedrę i zaczął przemawiać. Mówił powoli, ale wyraźnie i pięknie. Oświadczył naprzód, w jakim celu zwołał zgromadzenie robotników do Szobieszowic, rozwiódł się nad zadaniami »Związku« i nad pożytkiem, jaki spłynąć musi na tych wszystkich, którzy zapiszą się na jego członków.
Strona:Na Szląsku polskim.djvu/063
Ta strona została skorygowana.