— Kiedy więc zrozumieliście dobrze wszystko, chodźcie teraz zapisywać się na listę członków tego dobroczynnego »Związku« — prowadził rzecz swoją dalej p. Koraszewski; — wpisowe wynosi jedną markę, którą trzeba złożyć odrazu, miesięcznie zaś składać musicie po 20 fenigów.
Zabraliśmy się zatem do wpisywania członków. P. Koraszewski wnosił nazwisko przystępującego do »Związku« do ogólnej listy, ja zaś odbierałem pieniądze i wydawałem książeczki ze statutami. I stała się rzecz charakterystyczna. Oto pierwszym, który wpisał się na członka, był właśnie ów Franz Roesler, Niemiec, który oświadczył, że nie rozumie po polsku. Należało wyzyskać tę okoliczność.
— Bracia wiarusy! — zawołał p. Koraszewski wstępując nagle na mównicę — słyszeliście jako ten tu obecny Franz Roesler, żądał przetłómaczeczenia mu mojej mowy na język niemiecki, pod pozorem, że nie umie po polsku. Otóż wiecie kto pierwszy zapisał mi się na listę członków? Nie kto inny, tylko ten sam Franz Roesler. Musi więc rozumieć nasz język tak dobrze jak i my, skoro po moich słowach daje na nasz Związek swoje pieniądze.
Śmiech głośny, szczery, powszechny, był odpowiedzią na to przemówienie, a i sam Roeesler nie taił się ze swoja wesołością. Wszyscy spoglądali jowialnie na tego Niemca z musu, który może dlatego zamanifestował się tak wyraźnie ze swoją
Strona:Na Szląsku polskim.djvu/065
Ta strona została skorygowana.