Strona:Na Szląsku polskim.djvu/067

Ta strona została skorygowana.
IX.

Wzmiankowałem już wyżej o tem, że lud polski na Górnym Szląsku, odznacza się niezwykłą śpiewnością, i że dowody tego spotyka się tam na każdym niemal kroku. Każde zatem większe zebranie, licznie w tej prowincyi rozsianych towarzyskich kółek, przeplatane jest pieśniami, których repertuar, trzeba przyznać, jest bardzo obfity.
Przybywszy do Królewskiej Huty, miasta odległego o godzinę drogi od Bytomia, a zaludnionego przeważnie polskimi hutnikami, miałem sposobność przekonać się o tem, a wieczór, jaki w towarzystwie członków miejscowego towarzyskiego kółka spędziłem, przypomniał mi wieczory, jakie przed laty przepędzałem w gronie patryotów południo-wosłowiańskich, gdzie jak nasz wielki poeta powiedział: »wino rozweselało serca ludzi, ale piosenka była dla myśli winem«.
Ale naprzód nieco o samem mieście. Królewska Huta, przez Niemców na »Königshütte« przeinaczona, liczy kilkanaście tysięcy mieszkańców. Miasto jak wszystkie Górno-Szląskie, porządne, posiada szerokie ulice, piękne kościoły i mogące być ozdobą większych nawet miast domy. Znajdują się w niem olbrzymie kopalnie węgla kamiennego, z których wydobywają rok rocznie około 30 milionów centnarów węgla, dalej kolosalne huty,