Strona:Na Szląsku polskim.djvu/069

Ta strona została skorygowana.

okolicznych hut, i ułożywszy się z panem S., że przybędziemy punkt o godzinie 8 do jednej z restauracyi miejscowych, udaliśmy się do handlu kolonialno-łokciowego pana N., który był przedstawicielem w tem mieście polskiego kupieckiego pierwiastku, a bez którego podobne zebranie obyć się w żaden sposób nie mogło. W panu N. poznałem odrazu prawdziwie dzielnego narodowca. Choć nazwisko niemieckie nosi, wie on doskonale kim jest, i zdaje się, że żadna siła nie potrafiłaby przytłumić w nim tej świadomości. Ugościwszy nas tem, na co jego chatę stać było, przedstawił nam swoja żonę, ujmujący typ młodej skrzętnej Szlązaczki i dwóch synków, Stanisława i Mieczysława.
— Tych już Niemcy — powiedział nam, uśmiechając się — nie przerobią na swoich, same ich nazwiska świadczyć będą o ich prawdziwem pochodzeniu.
Ale nie czas było na długie, z sympatycznem gospodarstwem w ich domu rozmowy. Zegarek wskazywał trzy kwadranse na ósmą, wypadało więc udać się na punkt zborny. Jakoż pożegnawszy się z gospodynią i dziećmi, opuściliśmy jej mieszkanie, i wkrótce znajdowaliśmy się wszyscy na umówionem miejscu.
Pan S. najmuzykalniejszy z nas wszystkich, zasiadł do fortepianu i przy jego akompaniamencie rozpoczęły się śpiewy.