Na tem kończę spostrzeżenia moje, zebrane podczas pobytu mego na Szląsku. Niechaj czytelnik odczyta je uważnie, a odczytawszy, niechaj daruje autorowi ich pobieżność. Zwiedziwszy raz i drugi Szląsk Górny, zapragnąłem podzielić się z ogółem polskim tem com tam widział i czuł, i oto powód, żem wziął pióro do ręki, nie pretendując bynajmniej do tego, by namalować obraz, dający pełne i gruntowne wyobrażenie o rzeczy. Na obraz taki, paleta moja jak dotąd nie posiada farb dostatecznej mocy, zdobędą się więc nań siły, z któremi moje równać się niestety nie mają dziś jeszcze prawa. Ale zanim się zdobędą, niech tymczasem te luźne kartki, mówią coś niecoś ogółowi polskiemu o naszym z krwi i kości Szląsku, niechaj mu przypominają, że gdy klassy wyższe, tak jak w Słowiańszczyźnie południowej, odbiegły tam narodowego sztandaru, polskość nad górną Odrą uratował polski chłop, — niechaj go wreszcie uczą, że interesa narodowości całej w rękach jednej choćby najzasłużeńszej klassy składane być nie powinny, w chwili bowiem jak to miało właśnie miejsce na Szląsku, walki na śmierć i życie, ręce takie okazać się mogą za słabe do utrzymania tego, co wyrwać usiłuje jeśli nie cywilizacyjnie to fizycznie wyższa siła.
Strona:Na Szląsku polskim.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.
KONIEC.
Warszawa, 2 Marca 1890 r.