Strona:Na wzgórzu róż (Stefan Grabiński).djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Pepito ach, tam wskażę ci, co czynić masz”... Wesoła aryjka, nieprawdaż?
Obejrzał magazyn.
— Aha! starczy jeszcze na jeden strzał. Świetnie! Wie pan — to będzie zabawne qui pro quo...
Zmarszczył czoło: — Ale, ale! Pan może mieć pewne nieprzyjemności — zawsze to w pańskiem mieszkaniu... Wie pan co... powiesz im, że przyczyną była: stylizacya przypadku... a pan byłeś jej ostatnim, szczytowym punktem... Tak, tak pan powie... I pomyśleć tu, że gdybyś się tak był zdecydował parę minut wcześniej, no, no! — Spojrzał na zegarek, równocześnie odwodząc kurek. — Szósta. A jednak ja sam wychodząc dziś o trzeciej z domu, nie byłbym nigdy przypuścił, że za trzy godziny...
— Co??
— Ot co!... — Błyskawicznym ruchem przyłożył sobie lufę do skroni i pocisnął. Tym razem broń nie zawiodła: runął martwy w słoneczny ekran posadzki.