Strona:Na wzgórzu róż (Stefan Grabiński).djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

szłością. Mówią, że była kobietą ekscentryczną i rządziły nią chwile. Została żoną Ryszarda.
Znaczny majątek, który mu wniosła za sobą, pozwalał Norskiemu na życie wystawne, bez troski.
Podróżował dużo, jesienie i zimy spędzał stale na południu. Pani Róża odumierając go, zostawiła mu w spadku synka Adasia i wielką fortunę.
Odnalazłem go po piętnastu latach mężczyzną w sile wieku, rosłym i tęgo zbudowanym. Lubiałem go i z przyjemnością zajechałem doń na czas dłuższy. Łączyło mnie z nim zamiłowanie do piękna i wytwornego trybu życia, przynęcało wcale wysokie pojęcie o jego inteligencyi i poziomie umysłowym. Poza tem był kolegą lat młodych i dalekim kuzynem. Być może kazało mi zawitać w jego progi jeszcze i coś innego, czego określić nie umiem, jakaś siła przyciągająca nieświadomie z dali, szczególny przypadek, nie wiem...
Przytknął do soczystych, pąsowych warg czarkę z czarną kawą i wychyliwszy do połowy, wyjął ze srebrnego puzdra świeże cygaro.
— Gdzie podział się Adaś? — zapytałem, przypominając sobie chłopca, który przed chwilą jeszcze głośno swywolił dookoła gazonu.
— Pewnie znowu koło altany.
I podniósłszy się z fotelu, zawołał dość ostro na syna.
W tej samej niemal chwili wypadł z bocznej ścieżki i stanął na stopniach tarasu szczupły, dziesięcioletni chłopczyk o jasnych, na ramionach spadających kędziorach. Czarne, smutne oczy dziecka z pewnym lękiem spoczęły na twarzy ojca.