Strona:Nad grobem Kościuszki 10.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mógł być złamanym, mógł być i do świata zgorzkniałym.
Zaznaczyłem to w krótkich słowach na wstępie, uzasadnić to bliżej w tej chwili muszę.
Uzasadnić, zanim z pietyzmem należnym jednemu z największych naszych, stanę przed jego w Szwajcaryi grobem.
I posłucham, co nam ten jego grób, w tej zwłaszcza przełomowej chwili naszych dziejów mówi.
I czego nas uczy.
Kiedy Kościuszko przybył wprost z Wiednia do Solury, miał przeszło 69 lat.
I przeszłość pełną prac wielkich, poniewierki bezprzykładnej i cierpień fizycznych poza sobą.
Ciężko ranny w głowę, w piersi i w grzbiet w bitwie pod Maciejowicami, choć się wygoił z tych ran, nie do tyla jednak, aby od czasu do czasu nie dawały mu się one we znaki.
I w Ameryce więc, gdzie uwolniony z więzienia petersburskiego, w który go caryca Kutarzyna II[1], ta królowa ladacznic, zbroczona krwią zamordowanego przez nią męża wtrąciła, i po powrocie nagłym do Europy, odzywały się one od czasu do czasu, przypominając mu o jego bohaterstwie, nie przysparzając przecież sił.
Był więc wtedy na zdrowiu podupadłym.
Ale podupadły na zdrowiu ciała, stokroć więcej cierpiał on moralnie.
Cierpiał długo i niemal bez wytchnienia.

W Ameryce, w której po tryumfalnej przejażdżce przez Finlandyę, Szwecyę i Anglię w dniu 19 Grudnia 1796 roku z Petersburga przybył, może te moralne cierpienia wśród rozentuzyazmowanego dla niego narodu, do którego wyzwolenia tyle się przyczynił, dolegały mu mniej, ale gdy w początkach

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Katarzyna II.