tylko znaczenie odmianek... jako rozrywające myśl przewodnią utworu. Poeta napisał je w ciężkich dla siebie chwilach, stosownie do uczuć, jakiemi był miotany, nie uwzględniając całości. Później mu było trudno rozstać się z niemi, porozrzucał je więc pomiędzy inne, nie pomyślawszy, czy to nie zaszkodzi całości. Inaczej nie możemy sobie powstania Trenów wytłumaczyć“.[1]
Mimo tej ostatniej tezy, rekonstrukcja Plenkiewicza, rojąca się zarówno od spostrzeżeń świetnych jak i wszelakich sprzeczności, nie zachowuje wiernie charakteru genetycznego. Wyróżnia on dwa trzony trenowe: właściwy, silnie związany myślowo, i uboczny, złożony z upiększeń, odmian lub naleciałości. Jest to więc rekonstrukcja idealna, szukająca usilnie jakiejś „nierozerwalnej jedności“... Jak wątłe są jej podstawy, świadczy już choćby drobny fakt, że liczba odmianek, oznaczona zrazu na sześć, w trakcie wywodów wzrasta niepostrzeżenie do siedmiu trenów, a wchodzi do nich ten właśnie, który zrazu tak przełomową grał rolę — tren XIII!
Późniejsi komentatorowie i badacze Trenów nie podejmowali już niewdzięcznej pracy rekonstrukcyjnej. W. Kubik — w pracy zbyt śmiało zatytułowanej Geneza „Trenów“ J. Kochanowskiego — dowodził, że „dzisiejsze następstwo trenów jest pierwotne, że Kochanowski w tym samym porządku je napisał, w jakim wydał“, powtarzania pewnych motywów i nieskładność tłumacząc tylko „rozpaczą poety“. W jednem tylko ustąpił Kubik Nehringowi, przyznając, że tr. I dorzucono po ukończeniu całości.[2] Teza ta byłaby rewelacją prawdziwą, gdyby opierała się na jakichkolwiek dowodach poważnych; a tych niestety braknie.
Powiew nowej metody i niepospolitą wiedzę filologiczną wniósł w badania nad Trenami — T. Sinko.[3] Nie wszczynał on