stycznej, a szczególnie schematu epicedjalnego, i nie zastanowił się, czy to, co z końcem XIX w. zwie się „nierozerwalną jednością“, było nią także w wieku XVI. Wynikły stąd również dość nieszczęśliwe „poprawiania“ autora, które słusznie złożyćby można do Scaligera Poetyki — „Liber V qui et hypercriticus...“ Obok tej śmiałości, łamiącej granice wieków i epok, brakło głębszej i odważniejszej myśli konstrukcyjnej. Ograniczano się do mechanicznego śledzenia wątków treściowych; żaden z trzech komentatorów nie poszedł śladami tej krytyki, którą znakomity filolog niemiecki nazywa „kühne Conjecturalkritik grossen Stils, die den Irrtum nicht fürchtet“.[1]
A jednak sprawie zdawałoby się straconej poświęciliśmy tak wiele uwagi! Zawiodła metoda i siła oddechu, ale nie zawiódł instynkt wytrawny ludzi, którzy wczytywali się głęboko w poetyckie dzieło Kochanowskiego. Poruszono więc pobieżnie ale subtelnie szczegóły, w których — zdaje się — spoczywa zagadka Trenów; zaciekawiał tr. III, niepokoił XIII, padły określenia „część epicka i liryczna“, dopatrywano się śladów przełomu między trenami IX a XVII. Wertując i przekładając treny, szukano jakiejś formy idealnej, wyższej ponad tę, którą poeta w drukarni Łazarzowej tłoczył i nazwiskiem swem sankcjonował. „Lekkie, rzeką podobno“ — było na ustach wszystkich, niedomówione. Podobne więc kłopoty, które miał w XVI wieku Januszowski, nękały naszych krytyków u schyłku XIX w.
Badania dotychczasowe (z wyjątkiem jednego Sinki) brnęły przytem raz po raz w błąd dawny i ustalony; nie uwzględniały należycie poprzedniej twórczości epitaficznej Kochanowskiego, która jest nietylko ważnem źródłem pomocniczem i porównawczem, ale wprost przygotowaniem formalnem i treściowem poematu o Urszulce. Dlatego przerywając narazie tok opowieści o samych Trenach, zwrócić się należy do tej zapomnianej dziedziny.
- ↑ Roethe G., Die Entstehung des Urfaustes, str. 643.