Strona:Nagrobek Urszulki.djvu/030

Ta strona została przepisana.

lacyjnem; sama opowieść a raczej pochwała czynów zmarłego zajmuje niewiele miejsca (ww. 17—48 oraz ww. 131—154); żywioł narracyjny reprezentuje też poniekąd konwencjonalny epizod o wędrówce Orfeusza do Hadesu (w. 28 i n.). Wstawki te urozmaicają nieco dłuższą konsolację, do której poeta wciąż nowych dobywa argumentów. Na zakończenie — w myśl wskazań poetyki, których Kochanowski nasłuchał się przecie niedawno zagranicą, a może wprost na wzór Senekowej Consolatio ad Marciam — przemawia sam hetman:

Synu, nie wiem przecz płaczesz; mnie się dobrze dzieje:
Próżenem i bojaźni i wszelkiej nadzieje:
Przebyłem jako ma być niebespieczne wody,
Uszedłem srogich wiatrów i złej niepogody.
Teraz w porcie bespiecznym siedzę bez kłopota,
Dostałem za doczesny wiecznego żywota...

Pospolita to nuta każdego pocieszenia; w tr. XIX, w przemowie pani Kochanowskiej, odezwą się podobne myśli o „niebezpiecznej wodzie“ i „srogich wiatrach“.
Z tą oracją hetmanową Kochanowski nie mógł jakoś dać sobie rady; w Fragmentach przechował się jej szkic pierwotny: „Synu mój, słusznie się zły człowiek śmierci boi“, który później poeta z czterech zwrotek rozszerzył do siedmiu.[1] Przemowa Tarnowskiego zasługuje o tyle na uwagę, że jest to jedyne w poezji Kochanowskiego tego rodzaju pocieszenie przed trenem XIX.

Utworem zupełnie odmiennym w nastroju i formie jest elegja łacińska temuż hetmanowi poświęcona — „Non ego te lacrymis“, jakkolwiek dzięki treści podobnej zwykło się ją uważać (i to w najpoważniejszych publikacjach) za „tłumaczenie“ po-

  1. Brückner A. (Pisma J. K., s. 43/44) zauważył już mimochodem i z pewnemi zastrzeżeniami, że wiersz „Śmierci się nie bać, cnoty naśladować“ łączy się z poematem na śmierć Tarnowskiego, a fakt ten świadczy, wbrew tezie Szan. historyka, do której jeszcze powrócimy, że wśród Fragmentów przechowały się nietylko utwory nieoznaczone nazwiskiem (ib., str. 56), ale także istotne fragmenty dzieł obszerniejszych. Niewiadomo tylko, czy „niezdara“ Januszowski (filolog przecie!) zdawał sobie sprawę z doniosłości tego faktu, wydając pod tytułem Fragmenty „ostatni klejnocik“ Kochanowskiego.