wuje zupełnie postulatów budowy epicedjalnej, a wreszcie podział na dwie części odrębne nie leżał w intencjach Petrarki i jest dopiero narzutem późniejszym. Nie dociekając narazie, jakie przemiany tren III na miejsce czołowe wysunęły, szukamy takiej części Trenów, która przedstawi nam postać Urszulki nie w pryzmacie odległych i rozpierzchłych wspomnień, ale w żywej opowieści.
Postulat ten spełnia dopiero tren XII. W krytyce i komentarzach tren ten nie zyskał dotychczas oceny przychylnej; patrzono nań wogóle niechętnie, a z jego pomieszczeniem bezpośrednio po rozpaczliwym okrzyku tr. XI nikt jakoś rady sobie dać nie mógł. Bezradność tę najpoczciwiej wyraził Parylak, pisząc: „W tym trenie usprawiedliwia się nieszczęśliwy ojciec, dlaczego tak bardzo przed chwilą się zapomniał...“[1] Nehring znów twierdzi, że tr. XII możnaby przenieść do „części epicznej“ i że z poprzednim nie ma wcale związku. Plenkiewicz poprostu śle go między zbędne dla całości „odmianki“. Nawet tak subtelny komentator jak Sinko nie podkreśla znaczenia trenu, a tylko na uboczu, w przypiskach, słusznie zaznacza, że pochwała tu zawarta „stanowi rdzeń wszystkich epicedjów“.[2] Wszyscy też po kolei łamali sobie głowę, czy cnoty Urszulki, ślicznie tu opisane, zgodne są z prawdą, czy też nie...
Tren XII — gdy wyłączymy zeń ustęp końcowy, dorzucony później dla związania treściowego z XIII-tym, a może nawet i dwa wiersze wstępne — wykazuje najwięcej objektywności epickiej w elogjum Urszulki. Mimo to pod powłoką spokojnej powieści dźwięczy w nim nuta rzetelnej boleści, nieprzygłuszona okrzykami żalu i bujną frazeologją lamentową. Jednolitego rytmu wspomnienia nie mącą też refleksje i mieszanie myśli obecnych z wydarzeniami czasu dawnego. Gdy w tr. III dominuje współczesność:
O słowa, o zabawo, o wdzięczne ukłony,
Jakożem ja dziś po was wielce zasmucony —