więc idealną jedność cyklu poświęconego Urszulce, tem bardziej zaś żadną miarą pomieścić się nie może w ramach pierwotnego planu poematowego.
Tren X, choć w całości swej byłby w epicedjum zjawiskiem niespotykanem, nie odbiega jeszcze tak daleko od dawnego toku opowieści; można go przecie zupełnie harmonijnie zespolić z tr. VIII. Oto z pustki osieroconego domu wyrywa się okrzyk: „Orszulo moja wdzięczna! Gdzieś mi się podziała?“ Związek ten określa znakomicie jednolitość czasu w obu trenach: opisywanie rzeczy współczesnych, obecnych myśli poety, a nie wspomnień wywoływanych z przeszłości. Wielka ta przemiana dokonała się niespostrzeżenie w tr. VIII: „teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu...“ Jest to nietylko pospolita zmiana czasu, ale też i zmiana czynników kształtujących poemat; od wspomnień przechodzi poeta do przedstawienia obecnego stanu duchowego. Jest zaś rzeczą oczywistą, że gdy autor raz wyłamie się z kręgu krępujących jego swobodę wspomnień, wtedy uderzy wielka fala nagromadzonych zdawna refleksyj i pomysłów. Jest to punkt przełomowy; szukając przyczyn rozbicia dawnego planu, zawsze doń powrócimy. Tren X, konsekwentnie podkreślając przeszły fakt śmierci, wyraźnie zaznacza teraźniejszość rozmyślań, w ostatnich wierszach potęguje ją, rzucając wezwanie w trybie rozkazującym. I tutaj właśnie — prócz pokrewieństwa myśli — jest punkt zaczepny tr. XIV; z rozmyślania współczesnego przechodzi on w czas przyszły, w gorączkową jakoby wizję własnej wędrówki poety w świat podziemny. Tryb rozkazujący, który wniósł tyle ożywienia w trenie poprzednim, i tutaj się odzywa:
A ty mię nie zostawaj, wdzięczna lutni moja,
Ale ze mną pospołu pódź aż do do pokoja
Surowego Plutona............
Cóż temu rzec? Więc tamże już za jedną drogą
Zostać, a z duszą zaraz zewlec troskę srogą.
Gradacja czasu jest, rzecz jasna, jednym tylko szczegółem technicznym, który dwa treny rozdzielone wiąże. Prócz tego istnieje między niemi niezaprzeczony związek osnowy; gdy