przeskok myśli nie jest zbyt nagły. Obszerniej związał poeta tren XII z następnym, dorzucając ustęp nieoczekiwany w dotychczasowym przebiegu myśli:
.....Kłosie mój jedyny,
Jeszcześ mi się był nie zstał, a ja twej godziny
Nie czekając, znowu cię w smutną ziemię sieję,
Ale pospołu z tobą grzebę i nadzieję,
Bo już nigdy nie wznidziesz ani przed mojema
Wiekom wiecznie zakwitniesz smutnymi oczema.
Ustęp ten tem większe ma znaczenie, że ujmuje on i przedstawia ważną część obowiązkową każdego planu epicedjalnego, tj. mistyczny opis pogrzebu, którego mylnie doszukiwano się w trenie VII.
Kiedy dokonały się przesunięcia te i uzupełnienia — nie wiemy; w każdym razie jednak, jakkolwiek układały się poszczególne cząstki, i jeśli wszystkie nawet weszły w skład pierwszego zamysłu cyklicznego, zachował on jeszcze typ i styl jednolity. Jest to więc utwór przesiąknięty nawskróś duchem humanistycznym; Kochanowski skarży się i płacze jak człowiek starożytnego Rzymu: „zła Persephona“ i Pluton o sercu kamiennem dzierżą w swych rękach losy Urszulki zmarłej; wśród rozmyślań nad bytem zagrobowym przebłyskuje już jakieś światło dalsze niż otrzaskane wierzenia popularne, ale nie wykracza ono jeszcze poza krąg świata antycznego. Zwraca się wreszcie poeta przeciw mądrości stoickiej, lecz jest ona dla niego wciąż mądrością jedyną; gdy zaś dla przeciwstawienia jej nie znajdzie się nic prócz sceptycznego zwątpienia — wtedy oprze się ono znów na wzorach i autorytecie starożytnym. Tak więc treść własnych przeżyć i myśli stylizuje Kochanowski celowo i wiernie na modłę klasyczną.
Humanistą rzetelnym jest też w technice swego cyklu żałobnego. W granicach, jakie zakreślają treny I—XV, zbiór ten jest bezwątpienia nowością, jest trawestacją śmiałą konwencjonalnych i zdawna ustalonych zasad, ale nie wyłamuje się jeszcze z karbów poetyki cinquecenta. Co więcej, gdy przypomnimy sobie Epitaphium Doralices, z podobnie samoistnych fragmentów