w jeden żal splecione — okaże się, że Kochanowski technikę pokrewną wypróbował już własnem piórem na długie lata wstecz.
Poemat o Urszulce w nowym swym kształcie przyniósł szereg pierwiastków, których brakło dawnemu szkicowi epicedjalnemu. Przedewszystkiem napływ elementu refleksyjnego odpowiednio pogłębił i wzbogacił wyraz żalu ojcowskiego; opowieść o Niobie przyniosła konsolację ujętą tak subtelnie, że zapełniła się luka, widoczna w danym planie, ale obraz rozpaczy beznadziejnej w niczem nie doznał uszczerbku czy osłabienia. Treny refleksyjne wysunęły na plan pierwszy osobę samego poety, nie tak jednak wyraziście, by czytelnik zapomniał o właściwej bohaterce. Rysuje się tedy pewna całość artystycznie ugruntowana bez zarzutu. Łączą się w niej dość harmonijnie obowiązkowe człony epicedjalne i utwory samoistne „na śmierć“ Urszulki pisane; nawet drobne okruchy epigramatyczne, jak tr. V. harmonji tej nie zakłócają. Dla uczczenia nieletniego dziecka utwór to aż nadto bogaty, tem bardziej, że ujęto go w ramy jednolite, które potrafiłyby zadowolić najwybredniejszy smak literacki owych czasów.
Rozmach twórczy Kochanowskiego nie poprzestał jednak na tej dość zgrabnie składającej się całości; że nie wypowiedział się całkowicie, że kiełkowały z dawnych pomysłów myśli nowe, świadczą — rozwinięte w następnych fazach pisania — dalsza rozprawa z mądrością i pełniejsze wykończenie eschatologji. W tej więc warstwie trenowej tkwią już in potentia pierwiastki dalszego rozwoju. Przyłącza się do nich jeden jeszcze, który niewątpliwie znaczną rolę odegra w przyszłości, to jest zmiana techniki, formy wiersza i rytmiki.
Na pograniczu nowych planów staje przeto najpiękniejszy klejnot trenowy, wiersz: „Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory“. Kiedy tren ten powstał? Czy — jak chce ładna legenda literacka — niedługo po wyniesieniu ciała Urszulki ze świetlicy czarnoleskiej, gdy ojciec zbolały żegnał je i jakby powstrzymać pragnął słowami młodszego poety:
...gdyby mogło choć tak z nami zostać
Przez wszystkie lata — choć tak, nie inaczej,
Ubyłoby mi z serca pół rozpaczy...