— czy też później, gdy po tygodniach lub miesiącach otwarto skrzynkę ze strojami córeczki, a żal, już przygasły, z nową uderzył siłą? Odpowiedzieć na to może tylko legenda; to jedno pewne, że zdarzenie istotne musi być podłożem wiersza, gdyż bije w nim rytm tak szczerego przeżycia, jak w żadnej innej cząstce Trenów.
Nie ulega również wątpliwości, że tren ów był pisany na uboczu wszelkich zamysłów epicedjalnych i roli zgóry wyznaczonej w planie tym nie miał. Nie jest to część pierwotnej opowieści o Urszulce, jak sąsiadujące z nim treny VI i VII; jest bowiem rzeczą w poetyce humanistycznej niedopuszczalną, by poeta, opowiadając niejako po kolei wszystkie części konwencjonalne epicedjum, jedną z nich wkładał bez uzasadnienia w usta obce, a nadto, by w toku poematu zmieniał całkowicie technikę wiersza. Tren VII zaliczyć więc należy do utworów postronnie i samoistnie na tle śmierci Urszulki pisanych, a dopiero rozbudowa dzieła pozwoliła mu wejść w obręb cyklu, gdzie zresztą do dziś pozostał fragmentem, w stylu i nastroju zupełnie odrębnym. Odrębność tę uwydatnia nietyle oddanie słów własnych osobie drugiej (gdyż z techniką tą spotykamy się również w tr. VI i XIX) — ale nadewszystko budowa rytmiczna, mimo braku zwrotki znakomicie podatna do śpiewu. Zespół dwóch wierszy, z których drugi, siedmiozgłoskowy, uderza ilością długich samogłosek — zyskuje rytm zawodzenia żałobnego, zbliżony wyraźnie do pieśni ludowych:
Poco me smutne oczy za sobą ciągniecie?
Żalu mi przydajecie.
Już ona członeczków swych wami nie odzieje —
Niemasz, niemasz nadzieje!...
Jakaś melodja prosta i niewyszukana składa się pod te wiersze, przypominając, że w XVI w. były jeszcze w Polsce płaczki, które nie z klasycznych, ale z rodzimych wiodąc ród obrzędów, zawodziły na wioskowych pogrzebach.[1]
- ↑ Klonowicz w ostatniej księdze Roksolanji opisuje pogrzeb wiejski i przytacza skargi wiejskiej płaczki. Zwyczaj ten przetrwał najdłużej na ziemiach ruskich (Por. Nartowski W., Stan włościański w utworach