Na tę apostrofę do czasu odpowiada druga zaraz zwrotka trenu XVII:
Lubo wstając gore jaśnie,
Lubo padnąc słońce gaśnie,
Mnie jednako serce boli,
A nigdy się nie utoli.
...............
Oczu nigdy nie osuszę
I tak wiecznie płakać muszę...
W ten sposób rozwój myśli nie doznał uszczerbku a oba treny łączą się harmonijnie. Harmonji tej nie obala nawet znamienny fakt, że tr. XVII jest wyraźnie stylizowany na wzór pospolitych piosenek, co żywo podkreśla styl niewyszukany i prostota myśli.
Dopełnić się ma miara boleści; wszystkie źródła konsolacyjne, które nietylko wiedza i zwyczaj poetycki, lecz i życie samo wskazywało, muszą się wyczerpać. Wtedy dopiero ostatnia pozostanie droga, nie pociechy już, ale pokornego poddania się woli Bożej:
Pańska ręka mię dotknęła,
...............
Muszę płakać, o mój Boże,
Kto się przed Tobą skryć może?
Po raz pierwszy w Trenach występuje Bóg jako siła rządząca losem człowieka. Dotychczas bowiem Kochanowski, wspominając imię Boże, nie wychodził z koła oklepanek zdawkowych. Jeśli w trenie III wzdycha: „Tam Cię ujźrzę, da Pan Bóg“, a w IV: „A ona (by był Bóg chciał)... siła pociech przymnożyć mogła“, to dowiadujemy się tylko, że piszący jest człowiekiem wierzącym, ale już siły tej wiary sprawdzić niepodobna. Bóg trenu XVII zrodził się z surowego tchnienia psalmów, jest on siłą wszechwiedzącą i wszechmocną, ale nie jest jeszcze tym ojcem łaskawym, do którego modlić się będzie tren następny. „Kto się przed Tobą skryć może?“ — pyta poeta, a w tych słowach jest wyznanie pokorne, że tak długo żal swój krył przed Bogiem.
...Pan, który gdzie tknąć widzi,
A z przestrogi ludzkiej szydzi,
Zadał mi raz tym znaczniejszy,
Czymem już był bezpieczniejszy.